środa, 1 grudnia 2010

W tak zwanym międzyczasie

Wiadomo, że jak się ciągle robi to samo, traci się kreatywność i świeżość pomysłów. Dlatego warto czasem spróbować czegoś innego, by odświeżyć umysł.

Przeglądając dość liczne książki o tworzeniu biżuterii, postanowiła spróbować nowego ściegu. Spiralny ścieg peyote'owy wydawał się najciekawszy. Zrobiłam mały kawałek i od razu mi się spodobał. Tak się rozpędziłam, że wykonałam nim cały długi naszyjnik! Można owinąć się nim dwa razy :P

Wybrałam większe koraliki 3mm, żeby dobrze widzieć próbkę ściegu, jednak na naszyjnik ten rozmiar okazał się idealny.

Segment tej robótki zaczynał się od 40 koralików do podstawowego rzędu. Z takiego właśnie kawałka zrobiłam kolczyki na tej samej zasadzie, dodałam jednak więcej rzędów, bo aż 5. (W naszyjniku były tylko 3.)


Gdy naszło mnie na tematykę ślubną (w trakcie powstawania tego białego naszyjnika z kaboszonkiem), zrobiłam także kolię z siatki w tych samych kolorach: białym i srebrnym.
Wypróbowałam także obszywanie agatu drobnymi koralikami tak, aby znajdowały się one tylko przy brzegu kamienia i nie zasłaniały żadnej ze stron. Sporo się nagimnastykowałam, gdyż nieprzymocowany agat do żadnego podłoża ciągle wyskakiwał z koralikowej "obroży". Powiesiłam go na łańcuchu St. Petersburgskim, także podejrzanym z książeczki. (Zamieściłam już ten naszyjnik w poprzednim poście, jednak tutaj może nawet lepiej pasuje.) Całość pięknie się błyszczy złotem, a delikatny kremowy agat dodaje naszyjnikowy subtelności.

 Jeszcze jeden naszyjnik z przewagą złota i odrobiną fioletu powstał z kwadracików z rurek i drobnych koralików za pomocą ściegu right-angle (zwanym po prostu ściegiem prawym). Prosty i lekki, a  jednocześnie dość elegancki.


W moich przygodach z tworzeniem bizuterii nie mogło zabraknąć także filcowania (na morko). Kilka kuleczek zrobiłam już wcześniej, jednak tym razem postanowiłam zrobić coś metodą rolowania (najczęściej są to płaskie formy) i na okrągło (czyli bez szwów, a mimo to wszystko się trzyma jak należy). Zrobiłam najpierw małą próbkę, która miała zostać potem wisiorem, ale jest trochę za gruba.

Trójkącik zrobiłam z... aż wstyd się przyznać... z psiej sierści. Oczywiście nie ogoliłam własnego psa (ani cudzego :P ), tylko wykorzystałam sierść po wyczesaniu go szczotką. Dodałam z fioletowej wełny literkę "M" na środku. Śmiałam się, że to pierwsza łatka do zimowego ubranka, ale nawet gdybym chciała je zrobić i tak bym nie zdążyła - dziś jest już ok. -11 stopni.

Techniką rolowania na okrągło zrobiłam etui na telefon komórkowy z podpiętymi zestawem słuchawkowym, który nie mieścił się do zwykłego etui. Fioletowy, bo to ulubiony kolor siostry. Zapomniałam napisać, że to w prezencie dla niej było właśnie.
W zasadzie, w środku jest on niebieski i przy różnym oświetleniu daje inny odcień fioletu, ale gdybym nieco nie oszukała nie starczyłoby mi wełny. Ważne, że się spodobał i jest przydatny.
Jeszcze jedna koralikowa plecionka. Na podstawie wzoru z internetu zrobiłam sobie taki wisior,rueda pazdani), ale pomyślałam, że z mniejszych rurek można zrobić kolczyki. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Oto efekt. Delikatne, lekkie i eleganckie niczym koronka. Zawiesiłam na biglach olbrzymach, by nie zniknęły w dłuższych włosach.

Wzór na broszkę (znowu z książki) zmieniłam na kolczyki i wisiory. Jeszcze ich nie wykończyłam, gdyż zajmuję się teraz haftem koralikowym, ale najważniejsza część już jest. Dwie pary kolczyków i dwa wisiory (jeden ma już nawet wieszanie).


W rzeczywistości mają ładniejszy kolor i delikatnie się mienią.

Tyle udało mi się zrobić w tak zwanym międzyczasie, próbując czegoś nowego. Wracam teraz do haftu koralikowego. Jak na razie na nic innego nie mam ochoty :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...