wtorek, 24 kwietnia 2012

Potrzebuję porady

Jak pisałam wczoraj, potrzebuję Waszej porady. Kupiłam w Rossmannie na wyprzedaży kolczyki. Nic specjalnego, więc nawet nie zrobiłam zdjęcia przed metamorfozą. Kamyk ni to szklany ni plastikowy, ważne że wzór ładny. Od razu mi się spodobały. A do tego kupione aż za 5zł! Postanowiłam je przemienić i dać im drugie życie, jak to się mówi. Chciałam je obszyć, jakoś prosto, żeby nosić na co dzień do jeansów. Wybrałam wreszcie kolory: szary, granat i odrobinka beżu, do tego ciemna, prawie czarna różyczka z granatowym koralikiem w środku dla ukrycia poprzedniej dziurki. Obszyłam kamyk dookoła peyotem. I już miałam skończyć, bo mały mieć prostą formę. Ale czegoś mi brakowało. Dodałam do nich rządek z wałeczków z sodalitu i kuleczek z onyksu. Wykończyłam brzeg i wpadłam na kolejny pomysł. Może zrobić do tego pikotkę, jeszcze nie mam jej w swoich kolczykach (tylko siostra ma takie). Zaczęłam obszywać pikotką i już nie byłam taka pewna. Prułam kilka raz i zaczynałam od początku. W końcu obszyłam jeden dookoła. I cyknęłam fotkę. Dumałam nad nimi na prawdę sporo czasu. Patrzyłam i patrzyłam. Gdy byłam już pewna jednej decyzji, zaczynałam się wahać w druga stronę. W końcu doszłam do wniosku, że skoro jeden cały obszyłam to żal pruć i wykończyłam drugi. Założyłam od razu. Są śliczne. Nieco ciężkie, ale wytrzymałam w nich cały dzień w pracy. Tylko, że nadal nie jestem pewna, stąd moje pytanie do Was: lepiej z pikotką czy bez?


poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Giełda minerałów w Łodzi

Już tydzień temu chciałam się pochwalić zdobyczami z Giełdy biżuterii i minerałów, jaka odbyła się w Łodzi w hali MOSiR. Nakupowałam mnóstwo śliczności, część wyłącznie dla siebie czy dla siostry, inne po prostu na nowe projekty. Zachwyciły mnie jak zwykle odmiany kamieni, zawsze na tej giełdzie zobaczę przynajmniej jeden kamień, którego jeszcze nigdy nie widziałam. Aż ciężko sobie wyobrazić, że jest ich aż tyle. I to każdy piękniejszy od poprzedniego. Powiem szczerze, że gdyby nie ograniczenia budżetowe to pewnie wykupiłabym całą giełdę. Mówię Wam, były tak piękne okazy, że czasami aż żal mi było odchodzić od danego stoiska. Ale wiadomo, nie można mieć wszystkiego.

Tym razem zakochałam się w labradorycie. Nie żebym go nigdy nie widziała, bo podziwiałam już niejeden zachwycający projekt z jego udziałem. Ale tym razem postanowiłam go dla siebie kupić. Znalazłam okaz niemal idealny. Miał piękny niebieski połysk, ładny owalny kształt. Może jedynie był nieco za gruby, przez co dość ciężki. Niestety jego cena też była ciężka do przełknięcia i ostatecznie musiałam zrezygnować. (Odciągali mnie prawie siłą od tego stoiska.)

Ale udało mi się kupić inny okaz. Może nie jest idealny, ale marzenie o własnym labradorycie spełniłam. I to potrójnie. Kupiłam maleństwo na naszyjnik i drugi, spory kamień trochę nieregularny i kanciasty. Za to trzeci ładniutki, owalny, ale gruby i ciężki. Może na naszyjnik się nie nadaje, ale kupiłam go prawie za darmo! Właściciel stoiska wyglądał jak szalony profesorek z kreskówek robiący zadziwiające eksperymenty. :D Cóż, lepszy rydz niż nic :) Ja tam jestem zadowolona, mimo, że te trzy cudowności nie są idealne.

Spełniłam i drugie marzenie. O zegarku na łańcuszku. Widziałam taki na ryneczku, ale nie miałam przy sobie kasy. Gdy wróciłam po jakimś czasie to oczywiście go nie było, ani żadnego innego, wszystkie wyprzedane. Skusiłam się zatem na giełdzie. Wybrałam nieco inny, bo jakby z porcelanowym wieczkiem z marokańską mozaiką - tak mi się kojarzy, choć pewnie ktoś powie żebym puknęła się w głowę, bo to ni w ząb nie jest marokańskie. Ale to moja wizja i już. Zatem kupiłam marokański zegarek. :D A właściwie dostałam go w prezencie od rodzinki.

I oczywiście kupiłam mnóstwo kamieni. Ale i tak mniej niż ostatnio, bo wybierałam okazy, jakich jeszcze nie miałam. A jest parę cudeniek. Jaspis leopardzi(!), różowy agat, tygrysie oko, krzemień pasiasty, dwa donaty, muszla paua(!), jaspis krajobrazowy, agat mszysty, bycze oko(!) i drewniane plastry z jabłoni i wiśni. Nie wymieniłam wszystkiego. Niektórych nazw nie znam i nie potrafię ich odszyfrować...Inne są oczywiste i pewnie wiecie co jak się nazywa. A wiecie może jak się nazywa ten kamień na dole na ostatnim zdjęciu, biały z ciemno zielonymi żyłkami jak agat mszysty (tylko nie jest przezroczysty jak on)? To też jakaś jego odmiana? Albo te fioletowo-szare na górze po prawo na drugim zdjęciu, na papierowej torbie? Jest śliczny a nie zapytałam o nazwę :(





To chyba tyle dzisiaj. Mam jeszcze do pokazania kolczyki. I pytanie dotyczące ich, jeszcze nie mam jak wrzucić fotek... Ale muszę się Was coś poradzić. Jutro.

piątek, 20 kwietnia 2012

Naszyjnik do sukienki

Miałam zrobić naszyjnik pasujący do sukienki zawierający kwarc różowy. Dostałam fragment materiału, z którego była uszyta sukienka, ponieważ była skracana. Miał to być prosty, codzienny wisiorek bez żadnych udziwnień i dodatków. Prosta forma i pasujące kolory do letniej sukienki. I oto on:



Jest to kamyczek kupiony na jednej z giełd minerałów. Nieregularny, bez wywierconego otworu, nie do końca symetryczny. Ale wystarczająco równy bym mogła go obszyć haftem koralikowym - ścieg peyote. Zawisł na rzemieniu kauczukowym. Zdjęcie robione w promieniach słońca, żeby było bardziej letnie, ale może przez to kolory nieco przekłamane wyszły, ale to nic...

środa, 18 kwietnia 2012

Filcowe broszki-kwiatki

To już ostatni post pod patronatem skarbów dla Ani. Na koniec zostawiłam broszki. Dwie. Filcowe. W kształcie kwiatów. Każda inna. Pierwsza dwukolorowa: fioletowo-czerwona. Na środku przyszyłam muszlę zatopioną w akrylu o kształcie kuli. Szycie zamaskowałam filcem, doszyłam zapięcie z kropelką kleju na wszelki wypadek. I już. Oczywiście najpierw musiałam ufilcować płatki z wełny czesankowej, po 5 z każdego koloru.


Wyszła taka pozytywnie zakręcona, trochę tak jak Ania.

Druga nieco odmienna. Płatki mają inny kształt - niełezkowy. Kolor brąz. Środek to kamyczek szklany obszyty haftem koralikowym dookoła. Dodałam kryształkowe "płatki" i przyszyłam na środek filcowego kwiatka. Taki kwiatek w kwiatku :D Dostałam wolną rękę, jeśli chodzi o formę (poza kolorem) dlatego pozwoliłam sobie zaszaleć, że tak powiem. No i zaszalałam...
Poznajecie środek (tu i tu)?




Miał być taki nie do końca symetryczny. Z płatkami o różnej wielkości. Także nie jest on krzywy, jak to się wydaje na zdjęciu, leżał po prostu źle obrócony i zaburzony został ten efekt narastających płatków. Nie wiem czy mama Ani już go dostała, bo wiem, że to ma być prezent. Jestem bardzo ciekawa jak na niego zareaguje i czy się spodoba :)
A Wam jak się widzi takie połączenie filcu i haftu koralikowego? Na pewno jeszcze to powtórzę, bo filc i obszyte koralikami kamyki/kaboszony wyglądają świetnie, moim skromnym zdaniem oczywiście :)

wtorek, 17 kwietnia 2012

Świeczniki i wachlarze

Świeczniki - najbardziej kłopotliwa rzecz dla Ani. A zapowiadało się lekko, łatwo i przyjemnie. Przezroczyste, szklane, z krokusami, na podgrzewacze... Kupiłam specjalnie primer do szkła. Wszystko ładnie pięknie, ale jakiś strasznie rzadki i spływał. Gdy wreszcie się wysuszyły, misternie wycięłam krokusy z trawką nieznośną i zabrałam się za klejenie. I tu tak zwany ZONK... porobiły się gluty, ciągnące i grudowate... Myślałam, że jak wyschnie nie będzie źle, ale było tragicznie. Nie pozostało nic innego jak zmyć i zacząć od nowa. Wycięłam ostatnie 3 żółte krokusiki z serwetki i zastanawiałam się jak to zrobić. W końcu zajrzałam do książek o dekupażu i pogrzebałam w internecie... W końcu mnie olśniło, że takie przezroczyste świeczniki, żeby przechodziło przez nie światło podgrzewaczy robi się z papierem ryżowym. No i strzał w dziesiątkę. Wiem, że pewnie teraz czytacie i śmiejecie się pukając się w czoło, ale ja dopiero zaczynam i nie miałam jeszcze styczności z papierem ryżowym. Niby widziałam w książce, widziałam świeczniki-kielichy itp. ale od razu na to nie wpadłam. Na szczęście, dla moich skołatanych nerwów i dla Ani oczywiście udało się dokończyć świecznik i dorobić drugi z granatowymi krokusami - wszystko miało pasować od zadanej palety barw jak poprzednio. Na dole domalowałam pasek farbą we właściwym kolorze, żeby świeczniki były takie bardziej wykończone.

Napisałam się, że hoho, a teraz zdjęcia.

Żółty:


Trzy zdjęcia, żeby było mniej więcej widać jak wzór rozkłada się dookoła.

Granatowy:







Chyba mniej więcej widać...

I drugie kolczyki, tym razem wachlarze ze wzoru Weraph - zielone, bardzo wiosenne.



Bez bigli na zdjęciu, bo nie wiedziałam jakie przypiąć.
Zostały jeszcze broszki filcowe i chyba już będzie wszystko.
C.D.N.

piątek, 13 kwietnia 2012

Iryski i bonus

Dla Ani wykonałam szkatułkę na listy. Ozdobiłam ją ciemnofioletowym irysem, beżowymi wzorkami a'la koronka i fioletowym szlaczkiem. A dla niespodzianki w środku umieściłam, takiego samego iryska, ale wyciętego w owalu, otoczonego srebrnymi naklejanymi ozdobnikami.






Wolno idzie mi przedstawianie paczuszki dla Ani, więc dziś bonusik i będzie jeszcze jedna rzecz. Kolczyki świderki, zwane również DNA. Rdzeń jest czarny, reszta koralików w dwóch rodzajach granatu (dają ładny kontrast chyba ze względu na wykończenie powierzchni koralików, a na tym zależało Ani, właśnie na tym kontraście).


Bardzo Wam wszystkim dziękuję za komentarze, bardzo miło je czytać i łapię się na tym, że czytając je bezwiednie się uśmiecham :D Bardzo lubię pokazywać na blogu to co robię, bo wiem, że ktoś zajrzy i podzieli się swoją opinią, doradzi, a nawet skrytykuje (bardzo proszę, nie mam nic przeciwko :P). Potem czytam to wszystko, te słowa płynące z Waszych serc i wiem, że WARTO. Tak po prostu warto!!
Dziękuję.
C.D.N.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Podkładki z Van Goghiem

Van Gogh, mój ulubiony malarz i jak się okazało Ania również go bardzo lubi. Chciałam podkładki pod kubki z jego obrazami dalej w kolorystyce żółcienie i granat. Oto one:

Słoneczniki
Gwieździsta noc
Irysy

Całość polakierowana lakierem rozpuszczalnikowym w spreju. Piękny połysk i mam nadzieje - starczą na lata :p




Aż żal mi było się z nimi rozstawać :D

Dopisane:
Faktycznie zapomniałam napisać, że to nie są serwetki, bo dwa obrazy byłyby za duże a Gwieździstej nocy w ogóle nie było, dlatego za radą Ani-Anabell w zakładzie poligraficznym wydrukowali mi kopie o właściwej już wielkości. Kasa żadna, a efekt super.
Dzięki Aniu :)

środa, 11 kwietnia 2012

Słonecznikowy chustecznik

Dzisiaj ciąg dalszy pokaźnej paczuszki, wykonanej dla Ani.
Chustecznik w pasujących kolorach do tacy tj. żółcienie i granat. Boki oklejone metoda na żelazko, serwetką ze słonecznikami, które uwielbiam. Na wierzchu granatowe tło ze złotymi delikatnymi spękaniami. Pierwszy raz robiłam spękania na tak sporej powierzchni. Do tej pory jedynie próbowałam na tekturce czy podkładkach pod kubki. Eksperyment udany :)
Jedyne co mi się nie podobało, to to, że zużyłam półtora opakowania lakieru rozpuszczalnikowego w spreju (oczywiście nie tylko na to pudełko) i byłam zawiedziona jego wydajnością i rozprowadzeniem na powierzchni. Ale wygląda niemal jak lustro :)


Na drugim zdjęciu kolor nie jest właściwy, ale tylko tak mogłam zrobić spękania, żeby było je widać. Za to połysk jak najbardziej prawdziwy.
Spód pudełka pomalowałam żółtą -słoneczną farbą, żeby było takie wykończone...

Patrząc na takie pudełko, aż chce się mieć katar :D (Odpukać w niemalowane, katar precz :p).

czwartek, 5 kwietnia 2012

Spotkanie

Miałam nie pisać o całkiem prywatnych sprawach niedotyczących bloga czy w ogóle rękodzieła. Ale pośrednio to o czym chcę napisać łączy się z tym tematem, więc czuję się usprawiedliwiona.

Ostatnie dwa dni były ciężkie. Na prawdę poczułam co znaczy ciężki dzień - fizyczne i psychiczne zmęczenie dało mi się we znaki. We wtorek się nałaziłam i nadenerwowałam. W środę już od samego rana przeżyłam tzw. przygodę tramwajową - szkoda gadać. Wykończona dniem poprzednim i drogą do pracy, nie miałam nastroju i chciałam, żeby ten dzień się wreszcie skończył. Na szczęście sam koniec dnia zrekompensował mi wszystko! Ale po kolei...

Po południu, po pracy spotkałam się z koleżanką (nawet ośmielę się napisać przyjaciółką i mam nadzieję że jest to przyjaźń obustronna), z którą chodziłyśmy razem do podstawówki i gimnazjum. Potem nasze drogi nieco się rozeszły, chociaż spotkałyśmy się jeszcze kilka razy w towarzystwie dwóch innych koleżanek na krótkie pogaduchy. Ale minęło trochę czasu i dopiero teraz udało nam się dogadać szczegóły i spotkałyśmy się "po latach". Ania aktualnie robi doktorat z biotechnologii w Danii. Na święta przyjechała do domu i na moje szczęście upchnęła mnie w swoim grafiku spotkań i odwiedzin. :) Powiem Wam szczerze, że jeszcze nigdy nie przegadałam z taką przyjemnością ciurkiem tyle godzin (ponad 4), gdzie każda z nas miała wiele do opowiedzenia, powspominania. Do tego świetnie się bawiłam, spędziłam na prawdę miło czas, wręcz odpoczęłam, zrelaksowałam się i energii starczyło mi nawet na dziś (mimo okropnie przygnębiającej pogody czuję się świetnie). Tak właśnie działa towarzystwo Ani! Jest to na prawdę bardzo pozytywnie zakręcona osoba i dokładnie taka jak ją zapamiętałam sprzed lat.

Po tym spotkaniu powiem Wam, że z przeszłości pamięta się na prawdę dziwne rzeczy. Bo np. pamiętam jak w podstawówce na korytarzu haftowałyśmy krzyżykami, jak Ania nauczyła mnie mereżki do obrabiania serwetek. To właśnie ona zaraziła mnie haftem krzyżykowym i może stąd właśnie wzięło się później moje zamiłowanie do haftu koralikowego?? Kto wie...
Ale spotkanie na pewno będę bardzo miło wspominać i mam nadzieję, że uda nam się spotkać znowu w niezbyt długim odstępie czasu.

A teraz kwestia dlaczego czuję usprawiedliwiona pisząc o tym wszystkim. Po pierwsze chciałam się podzielić pozytywnymi przeżyciami, bo na prawdę to spotkanie dodało mi energii i nastroiło pozytywnie (mam nadzieję, że na długo!). Po drugie zrobiłam dla Ani parę dekupażowych, filcowych i koralikowych drobiazgów. Ogólnie wzory wybrała Ania, ale do ostatniej chwili nie wiedziała jaki będzie ostateczny efekt. Wystawiłam jej cierpliwość na męki i niezłą próbę, dopiero w połowie spotkania pokazałam co zrobiłam. Była zachwycona i mam nadzieję, że szczerze, chociaż znając Anię (sama mi to powiedziała), powiedziałaby gdyby było coś nie tak. Kamień spadł mi z serca!!

Zrobiłam dwie filcowe broszki, jedna dla niej, jedna dla mamy. Kolczyki wachlarze dla jej koleżanki i świderki dla Ani. Podkładki pod kubki z obrazami Van Gogha. Szkatułkę na listy z irysami. Chustecznik w słoneczniki ze złotymi spękaniami. I granatową tacę również w słoneczniki, ale drobne. Zapomniałabym o świecznikach szklanych z papierem ryżowym i krokusami. Roboty było mnóstwo, ale satysfakcja z radości Ani BEZCENNA, jak mówią na reklamach :p To było niesamowicie miłe uczucie i taka satysfakcja, że moja praca się podoba, że wywołała uśmiech i radość, że Ania umieści to gdzieś w domku czy Danii i będzie z tego korzystać (bo nie wszystko musi być tylko do patrzenia, wolę przydatne rzeczy). No nie umiem opisać tego tak jak czuję, ale to jest na prawdę niesamowite!! To dla tego uczucia właśnie zajmuję się rękodziełem, pewnie nie tylko ja :D

Chciałam wrzucić od razu wszystkie zdjęcia, ale post byłby za długi, więc podzielę na kilka. Będę mogła wrzucić więcej zdjęć jednej rzeczy, żeby uchwycić wszystkie szczegóły...

Dziś: TACA
Oklejona papierem w słoneczniki i inne kwiatki. Pomalowana na granatowo. Polakierowana lakierem wodnym, a na wierzchu syntetycznym dla ochrony przy użytkowaniu, błyszczy się niemal jak tafla lodu :)

CDN...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...