poniedziałek, 29 listopada 2010

Miłość od pierwszego wejrzenia...

Nie sądziłam, że to możliwe. Wydawało się, że już wiele widziałam, a jednak. Złapało mnie i jeszcze nie puściło i mam nadzieję, że to nie minie... Zakochałam się w ... hafcie koralikowym!!

Jak zaczęła się ta moja fascynacja? Odpowiedź wyda się dziwna: przypadkiem. Otóż oglądałam filmiki na YouTubie stworzone przez biżuteryjki chcące się podzielić swoimi technikami. Był to tutorial do jakiejś spirali chyba na naszyjnik. Wśród poleconych filmików zobaczyłam ciekawy kamień obszyty drobnymi koralikami. Kliknęłam i po kilku minutach (chyba tyle trwało wideo) wiedziałam, że muszę tego spróbować. Brakowało mi jednak najważniejszego - kaboszona. Przekopałam więc pudełko ze starymi guzikami zostawionymi na wszelki wypadek i znalazłam kamyki odprute od jakiegoś niezbyt ładnego swetra. I zabrałam się do roboty. Ściegiem peyotowym obszyłam cały kamyczek, jak na filmiku i byłam bardzo z siebie dumna. Tak właśnie cieszą pierwsze udane próby, mimo że potem wydają się... banalne :P Oto on:

Czerwone okrągłe kaboszonki obszyte różowymi koralikami powstały z myślą o kolczykach na prezent dla Cioci (niestety nie mam zdjęcia gotowych kolczyków).

Potem powstały jeszcze jedne kolczyki cytrynowo-limonkowe.
Jednak prawdziwa fascynacja tą techniką zaczęła się po przeczytaniu książki: "Crafts - Beading ebook - Beading With Cabochons - Simple Techiniques For Beautiful Jewelry" by Jamie Cloud Eakin. Ta technika obszywania kaboszonów nieco różniła się od tej pierwszej poznanej na youtubie, ale spodobała mi się bardziej. Nie mogłam się doczekać pierwszych efektów...















Sądzę, że jak na pierwszą próbę i ograniczone materiały wyszło świetnie, zwłaszcza, że od razu zachwycił moją przyjaciółkę, która została jego nową właścicielką :)

Druga próba to zielone kolczyki nabyte przez moją wychowawczynię z liceum (serdecznie pozdrawiam). Nie sądziłam, że wyjdą tak dobrze (nie zapominając, że to dopiero drugie podejście do tej techniki!).
Musiałam także wypróbować haft koralikowy na bransoletkę. Od razu musiałam się z nią rozstać, by upiększała nadgarstek kogoś innego :P

 Po wielkim zadowoleniu z kolczyków zrobiłam kolejne. Tym razem oczywiście z innym wykończeniem - słoneczny kwiatuszek. Pięknie błyszczą i o dziwo nie są zbyt ciężkie.


Kolejny wyrób to fioletowy naszyjnik z frędzlami, który zachwycił kobietę i jej córkę na kiermaszu na Księżym Młynie zorganizowanym w ramach ubiegania się Łodzi o Europejską Stolicę Kultury.


Zrobiłam także kolczyki na prezent w kolorach naszyjnika, do którego miały pasować. Te kolczyki poleciały aż do Stanów :)
Tak spodobała mi się bransoletką, że zrobiłam podobną (ale nie identyczną oczywiście). Tym razem bardziej brązową.
Słoneczne kolczyki wykonane zapewne w jeden z tych upalnych sierpniowych dni...

Potem naszło mnie na ślubne klimaty, a raczej kolorystykę, czyli biel i srebro. Delikatny naszyjnik na prostym sznureczku z drobnych koralików.


Wypróbowałam kolejny rodzaj wykończenia kaboszonka - falbankę. Jak na jesień przystało w kolorze brązu i złota. Szefowa z Mamy pracy długo nie zastanawiała się czy go kupić :P

I jeszcze jeden, ale nieco odmienny, nie do końca w tym stylu. Przepiękny kremowy agat z delikatnymi "słojami" oprawiony w złote, drobne koraliki i łańcuch tzw. St. Petersburg'ski. Na pewno można dzięki niemu zabłysnąć.
Zaczęłam też dwa inne naszyjniki. Obszyłam tylko kaboszony. Na resztę muszę znaleźć jakiś pomysł...
Wykończyłam ostatnio kilka projektów, ale jeszcze nie zrobiłam fotek. Mam pełno nowych pomysłów, aż kipi od nich. Wystarczy tylko je zrealizować... Także już wkrótce ciąg dalszy nastąpi...

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...