W poprzednim poście napisałam, że pokażę wrzosowe podkładki. Tylko skąd mi się wziął ten wrzos? Przecież to lawenda, wrzosu chyba nawet nie mam. Zamotałam się, zdarza się. Więc prostuję. Podkładki z lawendą, z koszem z lawendą w nieco innej kompozycji niż w oryginale na serwetce (pewnie każdy kto zajmuje się deku ją ma). Bardzo mi się spodobały i na pewno jeszcze takie zrobię, ale na innym podłożu, że tak powiem. Te są na podkładkach korkowych. Kolejne będą na podkładkach HDF - cieńsze od MDFu i chyba bardziej wytrzymałe (większa gęstość). Tło to kolor pomiędzy beżem a żółtym (bardziej żółty), taki ładny kolor, taki mi pasował i taki mi się akurat rozmieszał. Pisałam już że talentu malarskiego nie mam, nadal mieszanie farb i próba uzyskania właściwego odcienia są dla mnie nie lada zagadką i wyzwaniem. Ale staram się. Raz się udaje a raz nie. Ale tu kolor pasował idealnie. Trochę zamieszania z kompozycją i się udało. Po naklejeniu wszystkich kawałków serwetki sama byłam zaskoczona, że wyszło aż tak dobrze.
Ładnie wyszło.Co do mieszania farb - spoko, nabierzesz wprawy.Zajrzyj do Google, tam doczytasz się o tworzeniu kolorów.Mnie tego uczono w szkole, bo miałam lekcje z prawdziwą malarką.Co do lawendy - jest takie zielsko, które przez całe lata brałam za lawendę, co doprowadziło jedną z moich koleżanek do łez, ze śmiechu.No cóż, z botaniki nie byłam najlepsza, zwłaszcza w szkole. Dopiero w wiele lat pózniej zaczęłam odróżniać wiele roślin.
OdpowiedzUsuńMiłego,;)